16 maja 2020

Od Vasco C.D Julii

 Tancerki podskakiwały wesoło w rytm skocznej muzyki granej na flecie przez jakiegoś mężczyznę. Całość magicznej otoczki niestety rujnowała zatłoczona ulica. Vasco przepychał się łokciami, aby móc natrafić na pobliski stragan i szybko wziąć jakąś nową bluzę za kilka garstek złota. Udało mu się, na szczęście, wyhaczyć coś, w czym nie będzie wyglądał jak totalny idiota. Futrzasty, czerwony sweterek.
  Nie był elegancki, ale przynajmniej dostarczał odpowiednią dawkę ciepła i już nie będzie musiał narzekać na wiecznie chłodzący go wiaterek w lesie. Chodząc po straganie cały czas rozglądał się w obawie, że zaraz ktoś może na niego skoczyć i rozerwać za to, co zrobił. A on nie chciał drugi raz umierać. To bolało. Co gorsze - pamiętał jedynie to uczucie. Przeszywającego bólu i bezsilności. Oczy powoli się zamykały, a ostatnią myślą była nadzieja, że ona wraz z synem uciekną do innego pokoju i wezmą straże.
   Pomimo nagłego skoku temperatury oraz przyjemnie muskających jego ciało promieni słonecznych, wciąż było mu zimno. Jego myśli obracały się tylko i wyłącznie wokół kobiety o nietypowym wyglądzie. Myślał, czy odważy się teraz w ogóle wyjść ze swojej zaplutej nory i wezwać informatorów, aby przeszukali las. Znajdą wtedy truchło i co wtedy? Rozpoznają go, czy winę zwalą na kogoś zupełnie innego? Równie dobrze mogliby też zrobić obławę na całe miasto, albo, nie daj Boże, zgłosić się do osób wyższych z zamiarem wykrycia sprawcy tego czynu. Vasco był załamany, ale nie samym faktem, iż pozbawił kogoś życia.
   Bardziej zdecydowanie bał się konsekwencji swojego czynu i nie mógł wybić sobie z głowy tą jedną osobę. Przy okazji myślał też o godniejszym pochówku dla swojego truchła, jeżeli sprawa ucichnie, chociaż na chwilę obecną mógł o tym tylko pomarzyć.
  Sweter pasował na niego jak znalazł i w dodatku przyjemnie ocieplał. Przebrany, uspokojony, po dodatkowej dawce kofeiny mógłby wyruszyć na poszukiwanie panienki. Wpierw chciał jeszcze pokrążyć po mieście i poobserwować z dala stróżów tutejszego prawa, jednakże nic w mieście się nie działo. Dzwony nie dzwoniły, handlarze mało co wystawiali dzisiaj na sprzedaż. Klientów było mało. Pomimo pięknej pogody jakimś cudem panowała przygnębiająca atmosfera. A może to nasz kochany czerwonowłosy wszystko sobie wyimaginował i tylko ciężar tego co zrobił ciągnął się za nim? A co, jeżeli wiedzą? A co, jeżeli ktoś zobaczył niewidzialne plamy krwi na rękach? Mył się. Nie mógł śmierdzieć truchłem. Mył się już trzy razy, do cholery jasnej!
 - Uważaj, jak idziesz!
  Kobieta z dzieckiem skierowała swój wrogi wzrok na twarz bladego mężczyzny, który uśmiechnął się tylko i ukłonił w ramach przeprosin. Szybko dwójka zniknęła mu z oczu i mógł ponownie zatopić się w swoich plugawych myślach. Krążył tak po targowisku, dopóki nie uznał, że to bez sensu.
   I musi wrócić tam, gdzie to wszystko się zaczęło.
   Nie miał już siły. Musiał ją odnaleźć, porozmawiać. Wystarczy, że tylko się ujawni, a jeżeli da jakikolwiek sygnał, że go rozpoznała, zabierze ją do domu. W ogniu lepiej jest zamaskować mimo wszystko zwłoki, niż pod wodą. Albo po prostu porozmawia. Porozmawiają i wszystko sobie na spokojnie wyjaśnią.

Zdecydowanie krótsze niż poprzednie, ale wzięło mnie przygnębienie. Julia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wilcza Przystań.
Credits