Emili siedziała
w swoim pokoju czekając aż strażnicy opuszczą dziedziniec. Miała bardzo zły
nastrój. Rozmowa z kapitanem bardzo ją zmartwiła. Znowu. Zaczął od pomocy gdy
była ranna, ale później zaczął naciskać aby tu została i dla niego pracowała.
Nawet zachęcał do używania magii i sam to robił. Użył liścia do tworzenia
energii co wskazywało, że potrzebuje jakiegoś jej źródła. Nie wiedziała też ile
mężczyzna potrafił co ją niepokoiło.
Uśmiechnęła
się bo zdała sobie wtedy sprawę, że może trafiła w idealne miejsce dla niej.
Tutaj przynajmniej część ludzi nie miało problemów z magią i możliwe, że każdy
mógł czarować. Sam kapitan nie bał się przed ledwo poznaną osobą malować magią
liście i przywoływać ogień. Chciała nagle uwierzyć, że trafiła do bajki gdzie magia
pomaga a nie zabija. Gdzie magia nie jest przeznaczona tylko dla garstki
wybranych. Może w przyszłości kapitan pokaże jej więcej swoich zaklęć.
Widząc, że na
zewnątrz nie ma nikogo, a w korytarzu ustały rozmowy, Emili wskoczyła na
parapet i rozprostowała skrzydła. Zeskoczyła lekko szybując i podeszła do
drzewa. Było ciemno, więc liczyła, że nikt jej nie zauważy. Nadal nie znała
reszty strażników, choć będzie musiała poznać część z nich. Położyła rękę na
drzewie wbijając pazury w korę i zaczęła pożyczać energie. Kapitan miał racje
bo drzewo miało bardzo dużo mocy. Kilka minut drenowania i nie spadło żadne
liść. Ten świat zaczynał jej się coraz bardziej podobać.
Zalało ją
nagłe i silne poczucie bezpieczeństwa. Zaufała słowom kapitana Raza i
postanowiła, że skorzysta z magii. Może nawet nauczy się coś czego zawsze się
bała – ziania ogniem. Według legend jej gatunek miął biało-szary płomień co by
się zbyt wyróżniało w poprzednim życiu. Tutaj może nie będzie tego problemu. Na
pewno zapyta kapitana co wie o smokach. Ciekawiło ja też co ten mężczyzna robił
przed śmiercią, ale na razie jeszcze bała się pytać. Może później bo gdyby się
okazało, że zabijał istoty magiczne znowu by się go wystraszyła. Widziała już,
że umiał bardzo dobrze walczyć.
Hałasy odo
strony wyjścia wyrwały ją z rozmyślań. Opuściła dłoń z drzewa i ruszyła w
kierunku areny udając, że biega. W nocy widziała dobrze i nic jej nie
przeszkadzało, poza czyjąś obecnością.
- Może za
długi nie rozmawiałam z ludźmi? – zapytała samą siebie i zawróciła pod murem
biegnąc dalej. Troje strażników zaczęło się je przyglądać i intensywniej śmiać.
Wiedziała, że w końcu natknie się na zaczepki. Ominęła ich ale ci tylko zaczęli
wyć głośniej.
- Czemu taka
panienka błąka się tutaj w nocy? Sama? – po głosie i zapachu alkoholi zgadła,
że grupka wracała z karczmy. Emili skuliła ogon i biegła dalej nieznacznie
napinając mięśnie skrzydeł. Siły jej wróciły a na razie żaden strażnik podczas
dnia nie zaciskał dłoni na mieczu kiedy się na nią patrzył. Więc nie
interesował ich smok, a jej osoba. Miła odmiana ale może nie przy kilku
pijakach.
- Podejdź do
nas! – krzyknął inny – Pogadamy?! Umiesz latać jak słyszałem… Karczmarz jest
ciągle wkurwiony o tą dziurę w ścianie!
Acha… skuliła
się na niemiłe wspomnienie, ale biegła dalej. Czy wszyscy strażnicy łażą w to
samo miejsce?
- Podejdź! Nie
wstydź się.
Znowu
zawróciła i biegła teraz w ich kierunku. Jeden się zachwiał przez co Emili się
speszyła. Nie chciała nawet do nich podchodzić. Zaśmiali się głośniej gdy się
zbliżała, ale 3 metry przed nimi machnęła skrzydłami i uniosła się wysoko.
Grupka zaczęła kląć a jednego przewrócił silny podmuch powietrza. Wylądowała
delikatnie na dachu i kucnęła aby nie zauważyli jej cienia. Musieli być bardzo
pijani bo szybko zrezygnowali z poszukiwań i udali się do kwater jak
podejrzewała.
Emili
spojrzała na mur okalający budynek ale uznała, że na razie nie chce się
wychylać poza to bezpieczne miejsce. Nie chciała też przypadkiem dostrzec
uszkodzeń jakie spowodowała w karczmie. Dlatego patrzyła w niebo jeszcze
dłuższą chwilę. Smuciła ją wizja wieczności bez rodziny. Tęskniła codziennie bo
choć miała małą rodzinne i jednego prawdziwego przyjaciela, to bez nich czuła
się wiecznie ranna w środku. Zastanawiała się czy kapitan nie wie nic o drogach
ucieczki z tego miejsca.
Wylądowała
potem na dziedzińcu i udała się do swoich drzwi. Były zamknięte bo wyleciała
przez okno. Oparła czoło o drewno i posmutniała bo zdała sobie sprawę jak
bardzo przestała być czujna. Była tylko zmęczona.
- O proszę… -
odparł znajomy głosy zza jej pleców – więc mamy pokoje koło siebie?
Lubieżny ton
pijanego strażnika sprawił, że się wystraszyła. Nie chciała rozmawiać z tym
człowiekiem bo pomimo, że miała pazury i wielkie kły, to w rozmowach z
nieznajomymi stawała się bezbronna i strachliwa. W dodatku teraz ten pijany
strażnik wiedział gdzie sypia.
- Rzadko
widujemy tutaj takie fajne panie. – powiedział jedną ręką się podpierając a
drugą wskazując na nią. – Może chcesz żeby jeden z nas pokazał ci okolice? Ni
boisz się nocy więc…
Zasyczała na
mężczyznę bo zdała sobie sprawę że poza kurtką ma na sobie tylko futro i łuski.
Nagle poczuła się odsłonięta i zagrożona. Normalnie jej to nie przeszkadza
bonie widziała różnicy w noszeniu futra zwierzęcego czy własnego. Rozumiała
jednak, że mężczyźni po pijaku myślą prawie zawsze o jednym.
Skoczyła na
mężczyznę przewracając go ale jego wyszkolenie sprawiło, ze ten szybko się
opanował i zepchnął ją z siebie. Kapitan dobrze ich wytrenował, skoro nawet w
takim stanie facet się bronił. Zdekoncentrowała Emili nie zauważyła na czas
zbliżającej się pięści i pysk odbił się jej na ścianę. Poczuła wtedy ból z obu
stron twarzy.
- Cholera!
–krzyknął facet, przyciskając do siebie dłoń – Z czego ty jesteś zrobiona? Ja
pierdole jeszcze te kły!
Emili kucała
na czterech łapach i usłyszała jak otwierają się drzwi obok. Inny nieznany
mężczyzna przyglądał się obojgu na korytarzu ale chyba nie wiedział kogo
skrzyczeć. Mój wredny sąsiad miał ciut krwi na dłoni ale chyba tylko drasnął
jej zęba i nic sobie ni przebił. Był po prostu bardziej pijany niż ranny.
- Co to za
burdy w nocy? Stary, nic ci nie jest więc po prostu we się połóż i odeśpij to
co wypiłeś bo widzę w jakim stanie jesteś. A ty… - wskazał na mnie z
niepewnością w na ustach – Zgaduje że cię zaczepił, ale nie wolno skakać sobie
do gardeł i demolować korytarza! Gdy kapitan się o tym dowie…
- Zrobiliście
tyle hałasu, że wstałbym nawet z martwych.
Emili
odwróciła się i struchlała widząc kapitana za sobą. Podkuliła puszysty ogon i
uszy a skrzydła złożyła ciasno za plecami. Kapitan Raz był na razie jedyną
osobą, która ją popierała a teraz poczuła się jakby go zdradziła. Strażnicy
wyglądali na pilnujących porządku, poza piciem, więc spodziewała się teraz
gorszych relacji i jakiejś kary następnego dnia. W końcu do ona skoczyła na
strażnika.
- Przepraszam.
– odparła cicho i wstała patrząc uważnie na kapitana i strażnika w otwartych
drzwiach obok niej. Nie mogła teraz nawet uciec do pokoju bo był nadal
zamknięty.
- Zajmę się
tym jutro a teraz wracać do swoich kwater – gdy tylko Emili została na zewnątrz
kapitan chwilę się jej przyglądał a potem odparł miłym głosem – Chcesz o czymś
pogadać?
- Nie ja… Moje
drzwi są zamknięte.
- Co? –
przyglądał się jej uważnie po czym się uśmiechnął - Acha…? Widzę, że ostatnio
nocne loty kończą się dla ciebie niezbyt wesoło. – zastanawiała się dlaczego
tego faceta ciągle bawił jej pech i nieszczęście – Wejdź na chwile. Skoro już
mnie obudziłaś to pogadamy.
Uśmiechnęła
się i rozluźniła bo nawet jeśli dostanie jakąś kare to dzisiaj już nikt jej nie
zaczepi. Tym razem rozmowa z kapitanem Razem może wprawić ją w dobry nastrój.