24 września 2020

Od Chena C.D Tytanii

    Chen rozmawiał z ordynatorem. Stan Tytanii pozostawiał bardzo wiele do życzenia. Ostatni incydent z demonem zdecydowanie zaniepokoił lekarza prowadzącego, ale przede wszystkim Chena. Nie znał się na demonach. W jego świecie pewnie też istniały, ale działały bardziej subtelnie, nie tak bezpośrednio jak tutaj. W końcu czego by się spodziewać po zaświatach.
  
Dziewczyna najwidoczniej walczyła z myślami. Pewnie chciała przyjąć pomoc, kto w tym stanie nie chciałby się pozbyć demonicznego piętna, jednak... jednak coś ją powstrzymywało. Strach przed unicestwieniem? Nie, raczej nie to. Coś innego.

   Ex-żołnierz chciał jej bardzo pomóc. To był teraz jego priorytet, dlatego też wziął sobie wolne od pracy by badać tajemne zapiski wraz z doktorem Azule. Ten starszy, zaniedbany i dość dziwny mężczyzna, okazał się naprawdę skory do współpracy. Spędzali z Chanajczykiem wiele godzin każdego dnia i nocy aby przeanalizować przerażający rytuał. Azule zaniepokoiło najbardziej to co stało się z Luerem, czy to co wtedy ujrzał nie spowodowało jego szaleństwa. Nawet nie wie czy nieszczęśnik dalej żyje. Równie martwiącą kwestią był sam „obiekt” i jego zachowanie. Jedno jest pewne. Wiedzą, że w tej kwestii niewiele wiedzą. Ale czy to właśnie nieznane i strach przed nim narzuca ludzkości ograniczenia. Gdyby ludzie nie bali się nieznanego być może opanowali by oni nie tylko cały świat, ale i to poza nim.
  
Postanowili wszystko przygotować. W tym celu potrzebne będzie przetransportowanie Tytanii pod Mur. Tam, po zebraniu kilku składników medycznych, czym zajmie się doktor, będzie można odprawić rytuał. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem dziewczynę przestaną gnębić demony i będzie mogła rozpocząć normalne życie w Przystani. Jednak możliwe będą ataki demonów, a także nieprzychylnej temu zjawisku straży Muru. Chen był zdeterminowany, w dodatku nie od parady ma swój rodzinny tang dao.
  
Ubrał się w swój pancerz i wziął swój miecz. Był gotowy. Doktor Azule już wcześniej oznajmił mu gotowość, zebrał wszystkie składniki takie jak siarka, rtęć, pył piekielny i różnego rodzaju ususzone zioła. Wybrał też dogodne miejsce, wnęka w murze przy starej opuszczonej baszcie. Zewsząd miejsce to okala mroczny, wielki las. To będzie dobre miejsce. - pomyślał Chanajczyk, po czym ruszył w kierunku szpitalu
   Po drodze myślał o tym jak będzie się z tym czuła sama pacjentka. Choć jaki ma wybór, leżeć w tym łóżku do końca świata? To bezsensu. Lekarze sami się zgodzili, powiedzieli naukowcowi i Chenowi, aby spróbować jej pomóc za wszelką cenę. Szpital nie może już dłużej ryzykować kolejnymi atakami demona na obiekcie. Oby się to udało, myśleli oboje, szli w kierunku pokoju Tiffany i powtarzali w myślach.

 

20 września 2020

Od Mesta C.D Nergala

 Mest jęknął na ponowne spotkanie z przyrodzeniem Anubina.
 Mężczyzna wyglądał wyjątkowo nieporadnie jak na tak wysokie stanowisko. Mest nie wiedział r
ównież, dlaczego odczuwa ochotę dogryzienia starszemu. Zdawał sobie sprawę, że w bezpośrednim starciu nie miałby żadnych szans, nawet jeśli chodziłoby o zwykłą sprzeczkę. Aura roztaczająca się wokół gościa była wyjątkowo przerażająca, a zarazem intrygująca. Mest przymrużył lekko ślepia, aby niezauważalnie zmierzyć wzrokiem rannego. Chwycił za ręcznik wiszący na kaloryferze i podał go Anubinowi.
 - Do tego wyciągał Pan... - zrobił krótką pauzę, oczekując na to, że dowie się imienia towarzysza.

Czarnowłosy podniósł głowę, nawiązując kontakt wzrokowy z brunetem.
 - Nergal Ozyr — powiedział nieprzytomnie, chwytając ręcznik.

 Mest zawinął wargi, powstrzymując uporczywy uśmiech. Niedługo będzie mógł zadać parę pytań mężczyźnie, a to, że udało mu się otrzymać jego imię, jest dużym osiągnięciem. Z przytupem postawił kosz z tkaninami na pralce.
 - Na stanie nie mam już żadnych bandaży, będziemy musieli poradzić sobie z tym — wskazał na jasnozielony materiał.

  Ozyr przytaknął albo tak wydawało się Mestowi. Wyciągnął tkaniny, układając je na białej szafce. Następnie otworzył dolną część mebla, wyjmując krem na blizny, który zakupił kiedyś w jakimś sklepiku.
  - Mam nadzieję, że moja obecność nie będzie Panu prze        szkadzała, poza tym, nie widzę, jak daje Pan radę to wszystko samemu opatrzyć — przygryzł policzek, oglądając dotychczasowe zabandażowane kończyny, nie wiedząc, czy nie za bardzo podważył umiejętności Nergala.

  Nie czekając na odpowiedź, ponownie opuścił łazienkę, aby za chwilę wrócić tam z czarną bluzą, t-shirtem, starymi dresami i jakimiś większymi bokserkami. Po drodze zapomniał zerknąć na zegarek. Spotkanie z Anubinem sprawiło, że jego codzienny zegar wypadł z orbity, a czas spożycia leków dawno przeminął.
  Mest narzucił na siebie białego t-shirta, odkładając ciuchy na szafkę, zaraz obok jasnozielonych tkanin.

  - Kładę tu czyste ciuchy, może nie są pierwszej klasy, ale na noc powinny być w sam raz.
  Ciche "Mhm" wypłynęło z ust Anubina. Wysoki mężczyzna prawie ukończył już opatrywanie wszystkich ran. Grymas na jego zmęczonej twarzy wskazywał, że woda utleniona jak zwykle, dała popalić i to dosłownie. Mest uśmiechnął się, nie wiedząc dlaczego. Przekrzywił głowę, czując dziwny, pulsujący ból. Przymrużył oczy, ledwo utrzymując równowagę. Chrząknął, a jego dłonie niekontrolowanie powędrowały na jego szyję. Palce zacisnęły się na skórze, dusząc bruneta. Kaszlnął on nieprzyjemnie, czując krwisty posmak na języku. Stracił totalną kontrolę nad swoim ciałem. Powieki chłopaka zacisnęły się automatycznie, odpowiadając na nieopisany ból. Desperacko próbował złapać powietrze, co tylko pogorszyło sprawę. Nie słyszał niczego, a jego nogi zgięły się pod wpływem adrenaliny, sprawiając, że kolana Mesta uderzyły w kafle.

  Cisza

(Nergaluuuuu?)

09 września 2020

Od Nergala C.D Mesta

 Mógł sobie podarować wzmiankę o rybich odchodach, bowiem teraz i mnie zrobiło się wyjątkowo niedobrze. Mężczyzna pokręcił głową i mocniej szarpnął za materiał bluzy, która mocniej zacisnęła się wokół jego pasa. Wyglądała teraz jak przepaska u prastarych plemion żyjących w Afryce, które nie były w stanie wynaleźć porządnych majtek.
   Nie miał się czego wstydzić, naprawdę. Wolał jednak nie gorszyć nowego członka dwuosobowej ekipy i przy okazji skorzystać z przejrzenia jego czterech ścian. Poza gorącym marzeniem o opatrzeniu piekących skaleczeń, pragnął jeszcze wziąć ciepłą kąpiel i zmyć z siebie wspomnienie o niechybnej walce, po której okrył się hańbą. Pozwolił sobie na zbyt wiele słabości podczas pojedynku i gdyby nie Mest to zapewne szukałby wymówki, aby tylko nie iść do zamczyska.
   - Daleko ta twoja siedziba? - Aby przerwać ciszę, Nergal ośmielił się zagaić rozmowę i rozpocząć od prostego pytania, pomimo iż kompletnie gdzieś miał samą odpowiedź chłopaka.
    - Dosłownie za rogiem. Powinienem znaleźć ci w środku jakieś ubrania na zmianę, bo nie możesz cały dzień paradować w tej dziwnej przepasce.
   Trudno było się z tym faktem nie zgodzić. Poza skinieniem głowy, nie potrafił w ogóle dać mu do zrozumienia, że słucha. Z gardła również nic mu nie wyszło i to być może ze względu na paraliżujące uczucie wstydu, którego nie doznał od kilkunastu lat, a które nagle przebudziło się z całą swoją mocą. Cholera by to wszystko trafiła. Mógłby usprawiedliwiać się brakiem wystarczającego źródła energii albo zacząć wyliczać czynniki, które spowodowały, iż dawno nie chwycił broni do rąk. W zamian za to wpatrywał się pusto we własne ubłocone stopy.
   Kurwa mać. [...]

  Weszli do domu dokładnie dwadzieścia minut po całym wydarzeniu. Mest widząc, w jak bardzo złym stanie jest anubin, zaprosił go do łazienki, aby opatrzyć wspólnie rany. Dumny mężczyzna jednak rozkazał (bo prośbą tego nie było można nazwać) aby detektyw jedynie chwycił za bandaż i przyniósł mu go wraz z wodą utlenioną do białego pomieszczenia. Tam na spokojnie mógł w bali dokładnie obejrzeć własne rany. Przestał czuć cokolwiek poza paraliżującym uczuciem niesprawiedliwości oraz odrętwieniem mięśni. Będzie dzisiaj spał jak zabity, wtulony w cudownie miękką pościel swojego gospodarza. Jutro rano kiedy wstanie powróci ponownie ból, odrętwienie oraz paraliże, zaś zniknąć powinny negatywne emocje. Sen jest na to znakomitym lekarstwem i Nergal już nie raz przekonał się o tym na własnej skórze, szczególnie będąc na ziemi, kiedy to po pracy jedynym jego hobby było właśnie śnienie.
   Woda, przyjemnie ciepła, okazała się być wbrew pozorom wrogiem dla wojownika, bowiem na nowo powróciło nieprzyjemne pieczenie z otwartych jeszcze skaleczeń. Wiedział jednak, iż nie ominie go mycie ich, bowiem lepiej było pocierpieć teraz, niż później płakać nad zakażeniami i ewentualną utratą kończyn. W najgorszym stanie była noga lewa - opuchnięta, pulsująca kostka wołała wręcz o pomstę do nieba, zaś z głębokiej rany na łydce non stop sączyła się stróżka krwi o nieprzyjemnym, ciemnoszkarłatnym zabarwieniu. Widok ten został szybko ukrócony za pomocą sporego kawałka bandaża. Mógł teraz wreszcie wstać i chwycić za ręcznik, aby się nim owinąć. Drugą dłonią podparł się o stojący wieszak (spojler: później znany jako prowizoryczna laska).
   Mest wszedł do łazienki nosząc ze sobą stos jasnozielonych tkanin. Przystanął, widząc Ozyra nieumiejętnie próbującego sięgnąć po ręcznik. Krocze miał odsłonięte, jak wtedy, kiedy po raz pierwszy stanęli ze sobą twarzą w twarz.
    Kurwa mać. 

Helluś?

05 września 2020

Od Yukiry i Tytanii [Cz.1]

 Yukira: Kolejny dzień włączenia się po tym pierytym świecie. Kolejny dzień wiec zwiedzam inna część tego miast szedłem  wzdłuż płotu zauważyłem dziewczynę opierającą się o niego z drugiej strony.
 Tytania: Ledwo stała na nogach. Chwiała się zdezorientowana, rozglądając na boki z drżącymi rękoma, jakby właśnie zobaczyła ducha. Szukała lekarzy, którzy z każdej chwili mogliby podbiec do ciemnowłosej i zakuć ją w kajdany. Zamiast tego wzrok jej natrafił na młodego chłopca, o blondwłosach.
Taki młody, a martwy, pomyślała smutno.
 Yukira: Chłopak spojrzał na dziewczynę  i podszedł do płotu i go przeskoczył.
- Wszystko dobrze? - Spytał widząc jak się trzęsie.
 Tytania: - Och, naturalnie. - Kłamiąc, uśmiechnęła się niewinnie, próbując przywołać jakieś milsze wspomnienie, które niekoniecznie wiązać się będzie z życiem przed śmiercią i samym "końcem", jak mianowali mówić ludzie na Delcie.
- Ile masz lat, młody?
  Yukira: - Czternaście lat. - powiedziałem spokojnie siadając na ziemi.
-A ty ?
  Tytania:-  Dziewiętnastka już za mną była, kiedy tutaj trafiłam. Teraz sama nie wiem, ile siedzę w tym kurwidołku. Rok? Miesiąc? Kilka lat? Nieistotne. Bardziej ciekawi mnie fakt, dlaczego tutaj trafiłeś? - Smutno mi się robi, kiedy widzę osoby w twoim wieku na Przystani, pragnęła dodać, jednak coś w głębi duszy zdołało ją powstrzymać.
 Yukira: -Emm.... -zaczął się zastanawiać -Wybacz ale jeszcze sobie nie przypomniałam jestem tutaj dopiero drugi dzień. -powiedziałem zakłopotany.
 Tytania:  - Więc zapewne potrzebujesz przewodnika? - zapytała, podnosząc się powoli i przeciągając leniwie, niczym kocur. - Bo byłabym do dyspozycji, młoda duszko.
  Yukira: - Skoro proponujesz. -powiedziałem patrząc na nią dziwnie - A ty jak na człowieka dziwnie się prostujesz ale bywa.
  Tytania:
- Hola amigo, a kto ci niby powiedział, że jestem człowiekiem? To, że tak wyglądam, nie musi świadczyć w pełni o mojej rasie.
  Yukira: -A tak wybacz zapomniałem ze ten świat jest pojebany. -powiedział wkładając rece do kieszeni. -To co chcesz mi pokazać
   Tytania: - No nie wiem, jeszcze zobaczymy. Byleby jak najdalej odejść z tego przeklętego miejsca i spróbować się rozluźnić... chociażby w jakiejś kawiarence, o ile sypniesz nieco złotem na dobry początek, bo jestem bez grosza.
  Yukira: -Wiesz ze mówisz do dziecka które żyje tu od wczoraj. Skąd mam wziąc kasę? -Spojrzałem na nia . -Zobaczymy coś po drodze.
  Tytania: - Myślałam, że na start dają wam cokolwiek. Sama nic nie pamiętam z pierwszych dni, które spędziłam na Delcie. Wszystko miałam podane na tacy w szpitalu. Nawiasem mówiąc wypadałoby zarejestrować cię do jakiegoś ośrodka dla młodych, bo sam sobie tutaj nie poradzisz
  Yukira: - Ośrodka pfy po co komu opieka opiekuni są upierdliwi. -powiedział plącząc ramiona.
  Tytania: - Powiedziało dziecko, które jeszcze powinno siedzieć w podstawówce. Młody, ja naprawdę radzę ci znaleźć sobie pomoc.
- Albo możnaby go poniańczyc osobiście, pomyślała, zaciskając zęby i dłonie. No tak, swego rodzaju taryfa ulgowa i BYĆ MOŻE oficjalny bilet na wolność.
  Yukira: Jego oczy stały się jednolite.
-A to niby dlaczego bo mnie znajdom i umieszcza w wariatkowie no chyba nie. -syknał zezłoszczony w jej stronę po czym się uspokoił biorąc głębszy wdech.
  Tytania: - Prędzej dorwą cię tutaj demony niż opieka społeczna, dlatego tak się o ciebie martwię, młody. Oboje teraz będziemy sobie nawzajem potrzebni. Jeżeli mi pomożesz, to licz na moją ochronę. Miałam do czynienia z potworami piekielnymi.
  Yukira: -Taaaa ja pewnie przez któregoś zginąłem. -westchnął -Ale niech Ci będzie, w ogole oni nie mają kartoteki  przybyłych czy coś.
  Tytania: - Mają spis i to aż dziwne, że jeszcze nie zapoznał się z tobą żaden anubin, bo przecież powinni się interesować nowo-przybyłymi. Złożę skargę pisemną, niech nie mają się za lepszych.
  Yukira: - może ta ja go omijam cały czas  - zaśmiał się a skoro tak mówisz może poszukajmy Anubina
  Tytania: - Nie powinieneś ich omijać. - Bo to twoi przyjaciele, a nie wrogowie, dokończyła, chociaż sama wyraźnie nie chciała się do tego przyznawać. Ruszyła jako pierwsza, upewniając się jeszcze, że nie widzi jej żaden strażnik.
  Yukira: -To prowadź  i raczej nie specjalnie ich omijałem bo nie wiem jak wyglądają. -Powiedział ruszają za dziewczyna i wychodząc z powrotem na drogę.
  Tytania: - Wyglądają... jak psy wielkości konia, o któtkiej sierści i przydługiej, grubej szyi. Ogólnie budowę mają końską, a uszy długie jak cholera. Oczywiście, jeżeli są w swojej naturalnej formie. Mogą być też ukazani jako pół ludzie a pół szakale, lub... jako zwykli obywatele przystani. Ale, że to bogata i szanowana rasa, poznasz ich po zdobionym ubiorze.
  Yukira: Wyobraziłem sobie konia z łapami i wielkim uszami od wir wirczurów
- Ciekawie  -na jego twarzy pojawił się uśmiech i na dodatek maja jakieś główne bazy?
 Tytania: - No mają zamek, ale więcej im chyba do szczęścia nie potrzeba. - mruknęła, przeciągając się intensywnie i drapiąc za uszkiem. - Ale lepiej tam nie wchodzić, bo baza jest ściśle strzeżona, więc omińmy ją z daleka i po prostu chodźmy do miasta.
  Yukira: -No dobra, w końcu ty tutaj prowadzisz nie. -mówił idac za dziewczyna jedna z wielu ulic i alejek.
  Tytania
: Przecierała oczy, zmęczona, zdenerwowana, ale para na przód, mając nadzieję, że trafi wraz z młodym do bezpieczniejszego miejsca.
  Yukira: Szedł A nią az trafili przed dziwny pudynek z skamieniałymi psamokonmi

 

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wilcza Przystań.
Credits