Mest jęknął na ponowne spotkanie z
przyrodzeniem Anubina.
Mężczyzna wyglądał wyjątkowo nieporadnie
jak na tak wysokie stanowisko. Mest nie wiedział również, dlaczego odczuwa ochotę dogryzienia
starszemu. Zdawał sobie sprawę, że w bezpośrednim starciu nie miałby żadnych
szans, nawet jeśli chodziłoby o zwykłą sprzeczkę. Aura roztaczająca się wokół
gościa była wyjątkowo przerażająca, a zarazem intrygująca. Mest przymrużył
lekko ślepia, aby niezauważalnie zmierzyć wzrokiem rannego. Chwycił za ręcznik
wiszący na kaloryferze i podał go Anubinowi.
- Do tego wyciągał Pan... - zrobił krótką pauzę, oczekując na to, że
dowie się imienia towarzysza.
Czarnowłosy podniósł głowę, nawiązując kontakt wzrokowy z brunetem.
- Nergal Ozyr — powiedział nieprzytomnie, chwytając ręcznik.
Mest zawinął wargi, powstrzymując uporczywy uśmiech. Niedługo będzie
mógł zadać parę pytań mężczyźnie, a to, że udało mu się otrzymać jego imię,
jest dużym osiągnięciem. Z przytupem postawił kosz z tkaninami na pralce.
- Na stanie nie mam już żadnych bandaży, będziemy musieli poradzić sobie
z tym — wskazał na jasnozielony materiał.
Ozyr przytaknął albo tak wydawało się Mestowi. Wyciągnął tkaniny,
układając je na białej szafce. Następnie otworzył dolną część mebla, wyjmując
krem na blizny, który zakupił kiedyś w jakimś sklepiku.
- Mam nadzieję, że moja obecność nie będzie Panu prze szkadzała, poza
tym, nie widzę, jak daje Pan radę to wszystko samemu opatrzyć — przygryzł
policzek, oglądając dotychczasowe zabandażowane kończyny, nie wiedząc, czy nie
za bardzo podważył umiejętności Nergala.
Nie czekając na odpowiedź, ponownie opuścił łazienkę, aby za chwilę
wrócić tam z czarną bluzą, t-shirtem, starymi dresami i jakimiś większymi
bokserkami. Po drodze zapomniał zerknąć na zegarek. Spotkanie z Anubinem
sprawiło, że jego codzienny zegar wypadł z orbity, a czas spożycia leków dawno
przeminął.
Mest narzucił na siebie białego t-shirta, odkładając ciuchy na szafkę,
zaraz obok jasnozielonych tkanin.
- Kładę tu czyste ciuchy, może nie są pierwszej klasy, ale na noc
powinny być w sam raz.
Ciche "Mhm" wypłynęło z ust Anubina. Wysoki mężczyzna prawie
ukończył już opatrywanie wszystkich ran. Grymas na jego zmęczonej twarzy
wskazywał, że woda utleniona jak zwykle, dała popalić i to dosłownie. Mest uśmiechnął
się, nie wiedząc dlaczego. Przekrzywił głowę, czując dziwny, pulsujący ból.
Przymrużył oczy, ledwo utrzymując równowagę. Chrząknął, a jego dłonie
niekontrolowanie powędrowały na jego szyję. Palce zacisnęły się na skórze,
dusząc bruneta. Kaszlnął on nieprzyjemnie, czując krwisty posmak na języku.
Stracił totalną kontrolę nad swoim ciałem. Powieki chłopaka zacisnęły się
automatycznie, odpowiadając na nieopisany ból. Desperacko próbował złapać
powietrze, co tylko pogorszyło sprawę. Nie słyszał niczego, a jego nogi zgięły
się pod wpływem adrenaliny, sprawiając, że kolana Mesta uderzyły w kafle.
Cisza
(Nergaluuuuu?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz