28 lipca 2020

Od Emili C.D Raz


Emili siedziała w swoim pokoju czekając aż strażnicy opuszczą dziedziniec. Miała bardzo zły nastrój. Rozmowa z kapitanem bardzo ją zmartwiła. Znowu. Zaczął od pomocy gdy była ranna, ale później zaczął naciskać aby tu została i dla niego pracowała. Nawet zachęcał do używania magii i sam to robił. Użył liścia do tworzenia energii co wskazywało, że potrzebuje jakiegoś jej źródła. Nie wiedziała też ile mężczyzna potrafił co ją niepokoiło.
Uśmiechnęła się bo zdała sobie wtedy sprawę, że może trafiła w idealne miejsce dla niej. Tutaj przynajmniej część ludzi nie miało problemów z magią i możliwe, że każdy mógł czarować. Sam kapitan nie bał się przed ledwo poznaną osobą malować magią liście i przywoływać ogień. Chciała nagle uwierzyć, że trafiła do bajki gdzie magia pomaga a nie zabija. Gdzie magia nie jest przeznaczona tylko dla garstki wybranych. Może w przyszłości kapitan pokaże jej więcej swoich zaklęć.
Widząc, że na zewnątrz nie ma nikogo, a w korytarzu ustały rozmowy, Emili wskoczyła na parapet i rozprostowała skrzydła. Zeskoczyła lekko szybując i podeszła do drzewa. Było ciemno, więc liczyła, że nikt jej nie zauważy. Nadal nie znała reszty strażników, choć będzie musiała poznać część z nich. Położyła rękę na drzewie wbijając pazury w korę i zaczęła pożyczać energie. Kapitan miał racje bo drzewo miało bardzo dużo mocy. Kilka minut drenowania i nie spadło żadne liść. Ten świat zaczynał jej się coraz bardziej podobać.
Zalało ją nagłe i silne poczucie bezpieczeństwa. Zaufała słowom kapitana Raza i postanowiła, że skorzysta z magii. Może nawet nauczy się coś czego zawsze się bała – ziania ogniem. Według legend jej gatunek miął biało-szary płomień co by się zbyt wyróżniało w poprzednim życiu. Tutaj może nie będzie tego problemu. Na pewno zapyta kapitana co wie o smokach. Ciekawiło ja też co ten mężczyzna robił przed śmiercią, ale na razie jeszcze bała się pytać. Może później bo gdyby się okazało, że zabijał istoty magiczne znowu by się go wystraszyła. Widziała już, że umiał bardzo dobrze walczyć.
Hałasy odo strony wyjścia wyrwały ją z rozmyślań. Opuściła dłoń z drzewa i ruszyła w kierunku areny udając, że biega. W nocy widziała dobrze i nic jej nie przeszkadzało, poza czyjąś obecnością.
- Może za długi nie rozmawiałam z ludźmi? – zapytała samą siebie i zawróciła pod murem biegnąc dalej. Troje strażników zaczęło się je przyglądać i intensywniej śmiać. Wiedziała, że w końcu natknie się na zaczepki. Ominęła ich ale ci tylko zaczęli wyć głośniej.
- Czemu taka panienka błąka się tutaj w nocy? Sama? – po głosie i zapachu alkoholi zgadła, że grupka wracała z karczmy. Emili skuliła ogon i biegła dalej nieznacznie napinając mięśnie skrzydeł. Siły jej wróciły a na razie żaden strażnik podczas dnia nie zaciskał dłoni na mieczu kiedy się na nią patrzył. Więc nie interesował ich smok, a jej osoba. Miła odmiana ale może nie przy kilku pijakach.
- Podejdź do nas! – krzyknął inny – Pogadamy?! Umiesz latać jak słyszałem… Karczmarz jest ciągle wkurwiony o tą dziurę w ścianie!
Acha… skuliła się na niemiłe wspomnienie, ale biegła dalej. Czy wszyscy strażnicy łażą w to samo miejsce?
- Podejdź! Nie wstydź się.
Znowu zawróciła i biegła teraz w ich kierunku. Jeden się zachwiał przez co Emili się speszyła. Nie chciała nawet do nich podchodzić. Zaśmiali się głośniej gdy się zbliżała, ale 3 metry przed nimi machnęła skrzydłami i uniosła się wysoko. Grupka zaczęła kląć a jednego przewrócił silny podmuch powietrza. Wylądowała delikatnie na dachu i kucnęła aby nie zauważyli jej cienia. Musieli być bardzo pijani bo szybko zrezygnowali z poszukiwań i udali się do kwater jak podejrzewała.
Emili spojrzała na mur okalający budynek ale uznała, że na razie nie chce się wychylać poza to bezpieczne miejsce. Nie chciała też przypadkiem dostrzec uszkodzeń jakie spowodowała w karczmie. Dlatego patrzyła w niebo jeszcze dłuższą chwilę. Smuciła ją wizja wieczności bez rodziny. Tęskniła codziennie bo choć miała małą rodzinne i jednego prawdziwego przyjaciela, to bez nich czuła się wiecznie ranna w środku. Zastanawiała się czy kapitan nie wie nic o drogach ucieczki z tego miejsca.
Wylądowała potem na dziedzińcu i udała się do swoich drzwi. Były zamknięte bo wyleciała przez okno. Oparła czoło o drewno i posmutniała bo zdała sobie sprawę jak bardzo przestała być czujna. Była tylko zmęczona.
- O proszę… - odparł znajomy głosy zza jej pleców – więc mamy pokoje koło siebie?
Lubieżny ton pijanego strażnika sprawił, że się wystraszyła. Nie chciała rozmawiać z tym człowiekiem bo pomimo, że miała pazury i wielkie kły, to w rozmowach z nieznajomymi stawała się bezbronna i strachliwa. W dodatku teraz ten pijany strażnik wiedział gdzie sypia.
- Rzadko widujemy tutaj takie fajne panie. – powiedział jedną ręką się podpierając a drugą wskazując na nią. – Może chcesz żeby jeden z nas pokazał ci okolice? Ni boisz się nocy więc…
Zasyczała na mężczyznę bo zdała sobie sprawę że poza kurtką ma na sobie tylko futro i łuski. Nagle poczuła się odsłonięta i zagrożona. Normalnie jej to nie przeszkadza bonie widziała różnicy w noszeniu futra zwierzęcego czy własnego. Rozumiała jednak, że mężczyźni po pijaku myślą prawie zawsze o jednym.
Skoczyła na mężczyznę przewracając go ale jego wyszkolenie sprawiło, ze ten szybko się opanował i zepchnął ją z siebie. Kapitan dobrze ich wytrenował, skoro nawet w takim stanie facet się bronił. Zdekoncentrowała Emili nie zauważyła na czas zbliżającej się pięści i pysk odbił się jej na ścianę. Poczuła wtedy ból z obu stron twarzy.
- Cholera! –krzyknął facet, przyciskając do siebie dłoń – Z czego ty jesteś zrobiona? Ja pierdole jeszcze te kły!
Emili kucała na czterech łapach i usłyszała jak otwierają się drzwi obok. Inny nieznany mężczyzna przyglądał się obojgu na korytarzu ale chyba nie wiedział kogo skrzyczeć. Mój wredny sąsiad miał ciut krwi na dłoni ale chyba tylko drasnął jej zęba i nic sobie ni przebił. Był po prostu bardziej pijany niż ranny.
- Co to za burdy w nocy? Stary, nic ci nie jest więc po prostu we się połóż i odeśpij to co wypiłeś bo widzę w jakim stanie jesteś. A ty… - wskazał na mnie z niepewnością w na ustach – Zgaduje że cię zaczepił, ale nie wolno skakać sobie do gardeł i demolować korytarza! Gdy kapitan się o tym dowie…
- Zrobiliście tyle hałasu, że wstałbym nawet z martwych.
Emili odwróciła się i struchlała widząc kapitana za sobą. Podkuliła puszysty ogon i uszy a skrzydła złożyła ciasno za plecami. Kapitan Raz był na razie jedyną osobą, która ją popierała a teraz poczuła się jakby go zdradziła. Strażnicy wyglądali na pilnujących porządku, poza piciem, więc spodziewała się teraz gorszych relacji i jakiejś kary następnego dnia. W końcu do ona skoczyła na strażnika.
- Przepraszam. – odparła cicho i wstała patrząc uważnie na kapitana i strażnika w otwartych drzwiach obok niej. Nie mogła teraz nawet uciec do pokoju bo był nadal zamknięty.
- Zajmę się tym jutro a teraz wracać do swoich kwater – gdy tylko Emili została na zewnątrz kapitan chwilę się jej przyglądał a potem odparł miłym głosem – Chcesz o czymś pogadać?
- Nie ja… Moje drzwi są zamknięte.
- Co? – przyglądał się jej uważnie po czym się uśmiechnął - Acha…? Widzę, że ostatnio nocne loty kończą się dla ciebie niezbyt wesoło. – zastanawiała się dlaczego tego faceta ciągle bawił jej pech i nieszczęście – Wejdź na chwile. Skoro już mnie obudziłaś to pogadamy.
Uśmiechnęła się i rozluźniła bo nawet jeśli dostanie jakąś kare to dzisiaj już nikt jej nie zaczepi. Tym razem rozmowa z kapitanem Razem może wprawić ją w dobry nastrój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wilcza Przystań.
Credits