15 lipca 2020

Od Tytanii C.D Chena

  Czy ludzie w ogóle zasługiwali na to, aby wyciągać ich z piekła?
  Młoda pacjentka szpitala klinicznego imienia pewnego słynnego świętego (którego imię już dawno wyleciało jej z głowy) zastanawiała się nad tym głęboko. Zaniedbanymi paznokciami rozdrapywała strupy, otrzymane jeszcze za czasów posiadywania w gorącej paszczy samego Sarty. Nie wspominała tego okresu dobrze, ale nie potrafiła sobie przypomnieć już poszczególnych tortur na ten moment. Jedynie w snach przychodził do niej demon, zaglądał do głowy i wywoływał największe lęki i cierpienia, jakich doznała dawniej. O dawnym życiu w ogóle nie było mowy. 
  Przecież już za życia wyrządzali tyle krzywd i bratali się z duszami, które popychały ich na zgubną drogę. Naprawdę nie powinni oni być wyciągani z tej otchłani. Nie przysporzyliby się nowej ojczyźnie. Wywlekliby jedynie stamtąd brudy i cierpienie. Ona sama przecież to zrobiła i nałożyła na Chena ogromny ciężar. Będzie się nią teraz opiekował, a ona nie da rady odwdzięczyć się w jakikolwiek sposób. 
  Przekręciła się na drugi bok, poprawiając strasznie niewygodną poduszkę i spoglądając w sufit. Skończyłą już liczyć pęknięcia na nim, podobnie jak płytki na ścianie. Zanotowała ich 150. A może tylko wyobraźnia płatała jej figle i było ich zdecydowanie mniej, niż policzyła? 
  - Panienka Rivers? 
  Głos pielęgniarki odbił się echem po pustym pokoju. Tiffany nawet nie odważyła się odwrócić w jej stronę i spojrzeć prosto w oczy. Zaczynała powoli czuć się winna tego, że w ogóle trafiła na Przystań. Coś ją wzywało do otchłani. Kto wie? Może to jednak była matka i płakała za nią, bo nie spełniła swojego chorego przeznaczenia? 
  Już dawno powinna była uciec z tego przeklętego szpitala i pomóc jej tam, na dole. W piekle. 
  - Doktor Crause prosi o twoje przybycie. Wyciągnąć wózek, czy da radę panienka o własnych nogach dojść? 
  - Nie mam nastroju, aby spotykać się z jakimkolwiek doktorkiem, siostro. Proszę mnie zostawić w spokoju, bo inaczej skłonna będę do przemocy. Pani już się na mnie poznała. 
   No tak. 
   Białowłosa dotknęła delikatnie bliznę zdobiącą jej szyję, a serce drgnęło jej niespokojnie, jakby pragnęło uciec od oszalałej kobiety jak najdalej. A i owszem, poznała się już na uciekinierce z piekła i to dość dobrze. Dlatego też starała się zachować wszelki dystans. Szkoda tylko, że przełożeni miewali wobec niej inne plany. 
  Chwyciła skalpel. 
  - NIE PODCHODŹ. 
  - Nie zamierzam. 
  Zawinęła się w kołdrę. 

Chen?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wilcza Przystań.
Credits