Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Emili. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Emili. Pokaż wszystkie posty

28 lipca 2020

Od Emili C.D Raz


Emili siedziała w swoim pokoju czekając aż strażnicy opuszczą dziedziniec. Miała bardzo zły nastrój. Rozmowa z kapitanem bardzo ją zmartwiła. Znowu. Zaczął od pomocy gdy była ranna, ale później zaczął naciskać aby tu została i dla niego pracowała. Nawet zachęcał do używania magii i sam to robił. Użył liścia do tworzenia energii co wskazywało, że potrzebuje jakiegoś jej źródła. Nie wiedziała też ile mężczyzna potrafił co ją niepokoiło.
Uśmiechnęła się bo zdała sobie wtedy sprawę, że może trafiła w idealne miejsce dla niej. Tutaj przynajmniej część ludzi nie miało problemów z magią i możliwe, że każdy mógł czarować. Sam kapitan nie bał się przed ledwo poznaną osobą malować magią liście i przywoływać ogień. Chciała nagle uwierzyć, że trafiła do bajki gdzie magia pomaga a nie zabija. Gdzie magia nie jest przeznaczona tylko dla garstki wybranych. Może w przyszłości kapitan pokaże jej więcej swoich zaklęć.
Widząc, że na zewnątrz nie ma nikogo, a w korytarzu ustały rozmowy, Emili wskoczyła na parapet i rozprostowała skrzydła. Zeskoczyła lekko szybując i podeszła do drzewa. Było ciemno, więc liczyła, że nikt jej nie zauważy. Nadal nie znała reszty strażników, choć będzie musiała poznać część z nich. Położyła rękę na drzewie wbijając pazury w korę i zaczęła pożyczać energie. Kapitan miał racje bo drzewo miało bardzo dużo mocy. Kilka minut drenowania i nie spadło żadne liść. Ten świat zaczynał jej się coraz bardziej podobać.
Zalało ją nagłe i silne poczucie bezpieczeństwa. Zaufała słowom kapitana Raza i postanowiła, że skorzysta z magii. Może nawet nauczy się coś czego zawsze się bała – ziania ogniem. Według legend jej gatunek miął biało-szary płomień co by się zbyt wyróżniało w poprzednim życiu. Tutaj może nie będzie tego problemu. Na pewno zapyta kapitana co wie o smokach. Ciekawiło ja też co ten mężczyzna robił przed śmiercią, ale na razie jeszcze bała się pytać. Może później bo gdyby się okazało, że zabijał istoty magiczne znowu by się go wystraszyła. Widziała już, że umiał bardzo dobrze walczyć.
Hałasy odo strony wyjścia wyrwały ją z rozmyślań. Opuściła dłoń z drzewa i ruszyła w kierunku areny udając, że biega. W nocy widziała dobrze i nic jej nie przeszkadzało, poza czyjąś obecnością.
- Może za długi nie rozmawiałam z ludźmi? – zapytała samą siebie i zawróciła pod murem biegnąc dalej. Troje strażników zaczęło się je przyglądać i intensywniej śmiać. Wiedziała, że w końcu natknie się na zaczepki. Ominęła ich ale ci tylko zaczęli wyć głośniej.
- Czemu taka panienka błąka się tutaj w nocy? Sama? – po głosie i zapachu alkoholi zgadła, że grupka wracała z karczmy. Emili skuliła ogon i biegła dalej nieznacznie napinając mięśnie skrzydeł. Siły jej wróciły a na razie żaden strażnik podczas dnia nie zaciskał dłoni na mieczu kiedy się na nią patrzył. Więc nie interesował ich smok, a jej osoba. Miła odmiana ale może nie przy kilku pijakach.
- Podejdź do nas! – krzyknął inny – Pogadamy?! Umiesz latać jak słyszałem… Karczmarz jest ciągle wkurwiony o tą dziurę w ścianie!
Acha… skuliła się na niemiłe wspomnienie, ale biegła dalej. Czy wszyscy strażnicy łażą w to samo miejsce?
- Podejdź! Nie wstydź się.
Znowu zawróciła i biegła teraz w ich kierunku. Jeden się zachwiał przez co Emili się speszyła. Nie chciała nawet do nich podchodzić. Zaśmiali się głośniej gdy się zbliżała, ale 3 metry przed nimi machnęła skrzydłami i uniosła się wysoko. Grupka zaczęła kląć a jednego przewrócił silny podmuch powietrza. Wylądowała delikatnie na dachu i kucnęła aby nie zauważyli jej cienia. Musieli być bardzo pijani bo szybko zrezygnowali z poszukiwań i udali się do kwater jak podejrzewała.
Emili spojrzała na mur okalający budynek ale uznała, że na razie nie chce się wychylać poza to bezpieczne miejsce. Nie chciała też przypadkiem dostrzec uszkodzeń jakie spowodowała w karczmie. Dlatego patrzyła w niebo jeszcze dłuższą chwilę. Smuciła ją wizja wieczności bez rodziny. Tęskniła codziennie bo choć miała małą rodzinne i jednego prawdziwego przyjaciela, to bez nich czuła się wiecznie ranna w środku. Zastanawiała się czy kapitan nie wie nic o drogach ucieczki z tego miejsca.
Wylądowała potem na dziedzińcu i udała się do swoich drzwi. Były zamknięte bo wyleciała przez okno. Oparła czoło o drewno i posmutniała bo zdała sobie sprawę jak bardzo przestała być czujna. Była tylko zmęczona.
- O proszę… - odparł znajomy głosy zza jej pleców – więc mamy pokoje koło siebie?
Lubieżny ton pijanego strażnika sprawił, że się wystraszyła. Nie chciała rozmawiać z tym człowiekiem bo pomimo, że miała pazury i wielkie kły, to w rozmowach z nieznajomymi stawała się bezbronna i strachliwa. W dodatku teraz ten pijany strażnik wiedział gdzie sypia.
- Rzadko widujemy tutaj takie fajne panie. – powiedział jedną ręką się podpierając a drugą wskazując na nią. – Może chcesz żeby jeden z nas pokazał ci okolice? Ni boisz się nocy więc…
Zasyczała na mężczyznę bo zdała sobie sprawę że poza kurtką ma na sobie tylko futro i łuski. Nagle poczuła się odsłonięta i zagrożona. Normalnie jej to nie przeszkadza bonie widziała różnicy w noszeniu futra zwierzęcego czy własnego. Rozumiała jednak, że mężczyźni po pijaku myślą prawie zawsze o jednym.
Skoczyła na mężczyznę przewracając go ale jego wyszkolenie sprawiło, ze ten szybko się opanował i zepchnął ją z siebie. Kapitan dobrze ich wytrenował, skoro nawet w takim stanie facet się bronił. Zdekoncentrowała Emili nie zauważyła na czas zbliżającej się pięści i pysk odbił się jej na ścianę. Poczuła wtedy ból z obu stron twarzy.
- Cholera! –krzyknął facet, przyciskając do siebie dłoń – Z czego ty jesteś zrobiona? Ja pierdole jeszcze te kły!
Emili kucała na czterech łapach i usłyszała jak otwierają się drzwi obok. Inny nieznany mężczyzna przyglądał się obojgu na korytarzu ale chyba nie wiedział kogo skrzyczeć. Mój wredny sąsiad miał ciut krwi na dłoni ale chyba tylko drasnął jej zęba i nic sobie ni przebił. Był po prostu bardziej pijany niż ranny.
- Co to za burdy w nocy? Stary, nic ci nie jest więc po prostu we się połóż i odeśpij to co wypiłeś bo widzę w jakim stanie jesteś. A ty… - wskazał na mnie z niepewnością w na ustach – Zgaduje że cię zaczepił, ale nie wolno skakać sobie do gardeł i demolować korytarza! Gdy kapitan się o tym dowie…
- Zrobiliście tyle hałasu, że wstałbym nawet z martwych.
Emili odwróciła się i struchlała widząc kapitana za sobą. Podkuliła puszysty ogon i uszy a skrzydła złożyła ciasno za plecami. Kapitan Raz był na razie jedyną osobą, która ją popierała a teraz poczuła się jakby go zdradziła. Strażnicy wyglądali na pilnujących porządku, poza piciem, więc spodziewała się teraz gorszych relacji i jakiejś kary następnego dnia. W końcu do ona skoczyła na strażnika.
- Przepraszam. – odparła cicho i wstała patrząc uważnie na kapitana i strażnika w otwartych drzwiach obok niej. Nie mogła teraz nawet uciec do pokoju bo był nadal zamknięty.
- Zajmę się tym jutro a teraz wracać do swoich kwater – gdy tylko Emili została na zewnątrz kapitan chwilę się jej przyglądał a potem odparł miłym głosem – Chcesz o czymś pogadać?
- Nie ja… Moje drzwi są zamknięte.
- Co? – przyglądał się jej uważnie po czym się uśmiechnął - Acha…? Widzę, że ostatnio nocne loty kończą się dla ciebie niezbyt wesoło. – zastanawiała się dlaczego tego faceta ciągle bawił jej pech i nieszczęście – Wejdź na chwile. Skoro już mnie obudziłaś to pogadamy.
Uśmiechnęła się i rozluźniła bo nawet jeśli dostanie jakąś kare to dzisiaj już nikt jej nie zaczepi. Tym razem rozmowa z kapitanem Razem może wprawić ją w dobry nastrój.

23 lipca 2020

Od Emili C.D Raz


Emili obserwowała dziedziniec cały czas, ale trzymała się na uboczu pod drzewem. Dotknęła bandażu udając silny ból. Lekki tępy uścisk powiedział jej, że rana się już zagoiła. Posiłek i odpoczynek znacznie pomogło. Rano nie będzie śladu. Będzie mogła sprawnie się poruszać, ale bandaż musi nosić dla niepoznaki trochę dłużej. Kapitan i doktor już zaczęli coś podejrzewać. Wiedziała, że będzie z nimi problem bo miała takie sytuacje za życia. Taa, kolejny element przypominający jej dawny świat. Westchnęła smutna i pomyślała, że skoro uciekając przed potworami nic nie osiągnęła to warto spróbować pogodzić się z sytuacją.
Skupiła się na strażnikach. Wyglądali na spokojnych, nieprzejmujących się zagrożeniem i w dobrych nastrojach nawet po ciężkim treningu. Emili rozumiała już ich poczucie bezpieczeństwa bo cały dzień nie musiała się martwić że zagryzie ją jakiś demon oraz czy będzie miała jedzenie. Nie była jednak w stanie zrozumieć dobrego nastroju innych. Do tego propozycja pracy.
                Poczuła nagły uścisk w sercu. Jak ci ludzie mogli myśleć o takich rzeczach jak praca? Przecież to oznaczało że to miejsce stawało się znajome. Później mówi się dom. Przecież to nie było nieba ani świat żywych! Jak oni mogli pozwolić sobie na tworzenie domu w miejscu pełnym zła na murami i z brakiem bliskich. Kapitan powiedział: „coś na start”! Poczuła się wtedy jakby wbito ostatni gwóźdź do jej trumny. Jakby miała już nigdy nie zobaczyć siostry. Skoro ona sama nie żyła i nie była w niebie, to zapewne już nigdy nie zobaczy matki czy siostry.
                Przypomniała sobie twarz kapitana Raza i zastanowiła się nad nim. Czasem zupełnie zastygał jakby jego dusza uciekała do innego świata. Może jednak oni tylko udawali, że to ich dom. Może za długo widziała twarze potworów i zapomniała że za oczami może być dusza a nie tylko gniew. Nagle kapitan wydał jej się bardzo prawdziwą osobą. Może z zewnątrz trochę straszny ale był pierwszym , który jej pomógł. Miała dług do spłacenia. Tylko, że dług życia wydawał jej się bardzo kosztowny.
                Wstała powoli i podparła się o drzewo. Powoli rozciągnęła skrzydła, uważając aby nie robić zbyt żwawych ruchów. Drzewo było ogromne i zaczęła się zastanawiać, czy później nie skorzystać z jego energii. Czuła prądy siły, które roślina zbierała przez dziesiątki lat. Może nikt nie będzie się zastanawiał nad jednym usychającym drzewem. Ale to innym razem, gdy będzie mniej gapiów. Nie chciała wysysać anergii ze strażników, ale wiedziała że musi odzyskać zapas siły. Nie znała tu nikogo i spodziewała się, że w każdym momencie jakaś grupka facetów może ją związać i zabrać do maga. Już raz była drenowana z esencji i bała się tego panicznie.
                Podeszła do kapitana gdy ten znowu się na nią spojrzał. Uśmiechnęła się smutno. Smutek był prawdziwy bo mężczyzna wydawał się miły i nie pasowało jej że musi mu zaufać. Ale na pewno spróbuje, nawet jeśli tylko na krótko.
                - Kapitanie Raz. Ja… - speszyła się bo nie chciała lokować się w tym świecie – Ja zgadzam się na pana propozycje. Nie wiem co robić a skoro jak na razie nie widzę bardziej kolorowej opcji to wydaje się to być manną z nieba.
                - Cieszę się. – odparł bardzo szybko, może nawet Roche za szybko.
Pochylił się i poczuła smród potu oraz daleką woń tytoniu i alkoholu. Pracowała w karczmie więc do zapachu alkoholu była przyzwyczajona ale pot ciął jej nozdrza jak kwas.
                -              Zaraz ci wszystko wytłumaczę, ale musimy załatwić sprawy tego, że jesteś chwilowo zbiegiem.
                Uśmiechnął znowu się uśmiechnął. Emili martwiło, że mężczyznę bawi jej kiepska sytuacja. Wyczuwała żart, ale zbyt przypominało jej to ton głosu polujących na nią kłusowników. Pracowanie dla niego będzie napewno wprawiało ją w poczucie niepewności.
                - A co pani potrafi?
                - Umiem  jeździć konno. – ominęła fakt, że pracowała w karczmie bo bała się że kapitan Raz mógłby ją tam wysłać. Nie wiedziała ile było magów w tym mieście i nie chciała stać się przystawką do ich czarów. – Troszkę gotowałam. – No dla strażników mogłaby upiec chleb bo żarcie tutejszego kucharza było delikatnie mówiąc bez smaku.
– Nie umiem walczyć. Dlatego zginęłam, bo za późno dali mi miecz do ręki.
Speszyła się robiąc szybki nerwowy dryg i dodała. Nagle pomyślała, że przyznała się do bycia łatwą ofiarą. Kapitan przyglądał się jej podejrzliwie i cofnęła się odrobinę podkulając ogon. Zawarczała na siebie za ten ruch. Ogon często zdradzał jej emocje dlatego powinna rozmawiać ze spostrzegawczymi ludźmi siedząc. Chciała zmienić temat i nakierować myśli strażnika na inny tor.
- Znam się też na pszczołach… Umiem robić miód pitny… Jeśli w tym świecie są w ogóle pszczoły.
                Kapitan uśmiechnął się miło co wyglądał na zaciekawionego tą opcją.
                - Chciałam poprosić o jeszcze kilka dni na zebranie sił – spuściła wzrok aby udawać speszoną ale w myślach liczyła drzewa, z których będzie musiała zebrać energie na latanie. W zależności od tego co powie kapitan Raz, będzie musiała jutro albo jeszcze dzisiaj wymknąć się i pożyczyć energię od drzew. Bo nie sądziła aby pobieranie energii od chodników czy kanalizacji zdało egzamin.
                Zorientowała się że zbyt długo myślała a kapitan czekał aż podniesie głowę. Ewidentnie lubił obserwować rozmówce i chyba jedna nie był aż tak ufny jak myślała na początku.

22 lipca 2020

Od Emili C.D Raz

Emili wreszcie otworzyła oczy nie czując przy tym bólu głowy. Światłowstręt i ból już ustępowały więc podejrzewała że głowa została w jednym kawałku. Zaczęła się rozglądać ale obraz był jeszcze nieostry.
- Hej słyszysz mnie czy jeszcze odlatujesz?
Głos wydawał się miły i sprawiał że się uspokajała. Od dawna nie czuła się odprężona tak jak teraz. Odkąd umarła widziała tylko potwory.
Zadrżała na wspomnienie potwora, który rozpłatał jej brzuch. Na chwilę jej mózg odtworzył wspomnienie atakującego cienia, Emili odskoczyła i zabolało ja dosłownie wszystko.
- Spokojnie. Nie szalej jeszcze.
Emili przeraziła się jeszcze bardziej. Ktoś był z nią a ona była osłabiona i ranna. Jednak gdy dotknęła miejsca wokół rany poczuła na brzuchu opatrunek. Zdziwiona jeszcze bardziej straciła zainteresowanie nieznajomym i zaczekała aż wzrok się jej wyostrzy. Zobaczyła profesjonalnie założony opatrunek a ona sama leżała na łóżku a nie na ziemi. Była w niewielkim pokoju, było cieplej niż na zewnątrz, promienie słońca padały przez okno... Była w bezpiecznym miejscu, zrozumiała. Bez potworów. Ktoś był nawet na tyle dobry aby okazać jej wsparcie.
- Więc to nie piekło? Skoro ktoś wciąż pomaga rannym.
Mężczyzna nie odpowiadał chwilę co Emili wykorzystała aby skupić na nim wzrok. Nadal miała uczucie jakbym jej głowa ważyła tyle co góra. Była też bardzo głodna.
- Dla niektórych życie było pewnym rodzajem piekła. - odparł mężczyzna skupiając wzrok na prawie pustym kuflu piwa.
Zarówno oczy mężczyzny jak, jego sztywna postura (nawet siedząca) i ta chwila refleksji sprawiała że Emili mi uwierzyła.
- Moje zaczęło się tydzień przed śmiercią.
Powiedziała to bardzo cichutko bo na samo wspomnienie niektórych tortur dostawała nadal dreszczy. Gdy poruszyła czarnym palcem wskazującym nadal nie miała w nim czucia. Był jakby... I wrócił na swoje miejsce z nowym kolorem dopiero po jej śmierci.
Milczeli jeszcze chwilę aż Emili usiadła. Potrzebowała coś zjeść, a skoro mężczyzna ja opatrzył i zabrał w bezpieczne ciche miejsce, to była również szansa na posiłek.
- Bardzo dziękuję... - mężczyzna skupił na niej wzrok - ...za opiekę.
W odpowiedzi podniósł kufel i życząc mi zdrowia dopił resztę swojego trunku.
- Miałaś cholernego pecha trafiając za mur.
- Więc miałam w tym też znacznie więcej szczęścia trafiając tutaj.
Tak. Moje szczęście obudziło się po roku błąkania zdała od cywilizacji. Zaśmiałam się przez co zabolały mnie plecy. Musiałam bardzo mocno uderzyć i zastanawialam się teraz czy to wiatr wrzucił mnie na okno czy po prostu zapikowałam na nie z góry.
- Czy będę miała jeszcze na tyle szczęścia aby dostać wody? Albo coś... - teraz zmieszała się pytając nieznajomego tak bez przedstawienia się. - ...coś do jedzenia? I chciałabym zapytać, dlaczego jestem obandażowana a nie związana. Dlaczego w pokoju a nie w lochu. Czy... - spuściła wzorki i zapytała wprost - Nie polujecie na smoki?

18 lipca 2020

Od Emili do Raza


                Około rok. 12 księżycy tęsknoty za swoimi bliskimi. 12 księżycy spędzonych w samotności i strachu. Emili nie była pewna jak płynie tu czas, ale sądziła, że jest to zbliżone. W dzisiejszą pełnia oświetlała jej drogę i ucieczkę. Była zmęczona, głodna i ranna. Zazwyczaj jej rany szybko się goiły. Dzisiaj była zbyt ranna. Skrzydło złamane tydzień temu już się zagoiło ale gdy dzisiejszej nocy pojawił się potwór nie była w pełni sił aby walczyć. Ten potwór był tak szybki, że nawet go nie zauważyła. Poruszał się jak wiatr, ale jego pazury był ostrze niż szkło. Jej twarde łuski nie stawiły żadnego oporu. Rana na brzuchu krwawiła już od kilkunastu minut i nie chciała się zagoić.
                Emili kierowała się ku miastu. Bała się, że będą tak inne potwory, podobne to tych które ją zabiły… Ludzie. Alchemicy i czarnoksiężnicy zmienili jej życie w cierpienie i nie sądziła aby tutaj mogło być inaczej. Teraz była jednak gotowa zaryzykować, bo tutaj na pewno zostanie pocięta przez goniące ją monstrum.
                Wybiegła z lasu i rozłożyła skrzydła. Lewe pracowało wolniej, ale pozwoliło jej unieść się w powietrze. Gdy wzięła pełniejszy oddech i zamach rana na brzuchu rozciągnęła się i Emili opadła o połowę wysokości. Nie miała sił na regeneracje, nie wiedziała czy ucieknie i bała się, że w mieście i tak ją zabiją.
                Szybko traciła krew, która połyskiwała w promieniach księżyca jak wypolerowana taca. Ledwo już widziała zarys budynków. Jeden miał wiele zapalonych świateł i kusił jak latarnia. Była w stanie go dostrzec więc zaczęła kierować się ku niemu.
                Była już blisko i miała wylądować w bocznej uliczce ale była za słaba. Silniejszy podmuch wiatru naparł na jej sztywne z bólu skrzydła i rzucił nią na budynek niczym lalkę. Emili poczuła mocne uderzenie i zwący ból w ranie. Towarzyszył temu jej kszyk i dźwięk pękającego szkła. Zrobiło się bardzo jasno a szum nie ustawał. Leżała przez chwile aż zrozumiała że jest wewnątrz budynku. Ludzie zebrali się wokół niej i coś krzyczeli. O tej porze taki tłum mógł być tylko w jakiejś karczmie.
                - Wleciał przez okno? – zapytał jakiś męski głos.
                - Gówno mnie to obchodzi! – krzykną ktoś z boku. – To coś wleciało do mojej karczmy a wy jesteście strażnikami. Przydajcie się na coś i wywalcie to wpół truchło  jeśli chcecie dalej tu pić!
                - To demon? – odparł z bliska jakiś trzeci łagodny głos – Ma dziwny kolor krwi?
                Emili poruszyła się i światła zawirowały. Głosy stały się głośniejsze i ktoś chwycił ją za ramiona i zaczął ciągnąć. Zrobiła się chłodniej i drżała gdy położono ją na chodniku.
                - Krwawi. Takie rany brzucha są paskudne. Co robimy kapitanie?
                - Za-… Zagoi się – odpadła cichutko Emili.
                - Wow! – odparł jeden z nich – To jest przytomne.
                - Ona. Ma kobiecy głos. Jak ci na imię?
                - Emili – wyjąkała – proszę zostawcie mnie. Nie krzywdźcie mnie.
                - Co robimy kapitanie Raz?

12 lipca 2020

Srebrna Nuola


Emili
Płeć: Kobieta
Wiek:  20 (wiek, w którym umarła); od śmierci minął około rok.
Stanowisko: Zbiera energie żywych istot gdy te opuszczają świat pomiędzy niebem a piekłem; nie chce drenować innych ale chce zebrać to co po nich zostaje aby spróbować wrócił do swojego ciała na własną rękę. [Na Przystani funkcjonuje jako Bezrobotna]
Przyczyna zgonu: Złożenie w ofierze aby wyssać jej energie; z powodu zdolności
regeneracyjnych Srebrne Smoki były używane aby sprowadzać do ich ciał dusze
innych, już umarłych. Zabijano Srebrnego Smoka, a gdy ciało otrzymywało nową
duszę następowała regeneracja.

Stadium przemiany: około 85%. Smok antropomorficzny, chodzi na 2 nogach, ale czasem porusza się też na 4. Za życia była człowiekiem i zmieniała się w smoka podobnej wysokości. Po dwóch latach energia skumulowana w jej smoku, była tak duża, że utraciła zdolność zmiany kształtu i została już na zawsze smokiem. Po śmierci jej forma zawiesiła się pomiędzy ludzką a zwierzęcą.
Żywioł: „Żywe Srebro” – zdolności uzdrawiające i dodawanie komuś sił witalnych.
Pochodzenie: Emili to córka Rebeki. Dziewczyna wychowały się w karczmie w
kraju Aliriania – w górzystej krainie Nadaezja. Jej najlepsza przyjaciółka to Zofia, ale była jej najbliższą rodziną ponieważ matka ciągle wyjeżdżała na wiele miesięcy (do krainy nieskończonych wiecznych lasów - Silvaria). Nie znała i nie wiedziała nic o swoim ojcu.
Psychika
Relacje:
  • Zofia – przyjaciółka bliska Emili jak siostra; Złoty smok o zdolnościprzedłużania życia; zawsze ją wspierała ponieważ była sierotą i czuła się przy Emilijak w rodzinie; była obecna przy śmierci swojej przybranej rodziny – najpierw Rebekia później Emili.
  • Rebeka – mama Emili; to smok nefrytowy o magii znikania; walczyła z kłusownikamiczarnoksiężników, którzy zabijali nieludzi aby drenować z nich magiczne esencje; zginęła 2 lata temu ale trafiła do nieba.
  • Silver – Lordon (przypomina białego lwa ze skrzydłami); jego rodziców zabili kłusownicy czarnoksiężników dla ich białych piór (esencja to moc lewitacji); dzieciak nie umiał jeszcze latać (brak esencji) więc zostawiono go aby zginął; zaopiekowała się nim Emili dopóki nie zginęła; zaginął kilka dni przed śmiercią Emili.
Charakter: Bardzo łagodna i miła podczas poznawania nowych osób; boi się wody; pomału traci wiarę i nadzieję w powrót do swojego ciała; podejrzewa że jej przyjaciółka o niej zapomniała lub zginęła;
Cechy Fizyczne
Aparycja: Emilia to srebrny smok. [zdjęcie]
Umiejętności: leczenie niektórych ran w zależności jak dużo ma w sobie zebranej energii; jazda konno; nie zdążyła opanować żadnego praktycznego sposobu walki (ćwiczyła półtorej roku zanim ją zabili); łuski twarde jak w hartowanej zbroi; ma sporo siły; zręczna; dobra równowaga (uwielbia latać); nie należy do spostrzegawczych; słaba wiara; uwielbia przyrodę i sprytnie dociera do prawd, które nią władają; nie używa magii poza swoją ( gardzi eliksirami – boi się, że aby powstał ktoś jej bliski musiał zginąć).
Ciekawostki: 
    • Uwielbiała piec ciasta i łakocie; zajmowała się pszczelarstwem; 
    • podejrzewa że matka została zgwałcona podczas walki z kłusownikami; 
    • w dzieciństwie często widywała wrogów matki, przed którymi musiała się chować razem z Zofią; 
    • matka sprowadziła elfie aby ta przeszkoliła ją i Zofie na druidki; 
    • przez rok ćwiczyła walkę i obsługę broni oraz podstawy kultu druidów; 
    • kilka razy prawie zginęła uciekając przez kłusownikami czarnoksiężników. 
    • Chce wrócić do swojego ciała bo tutaj nie ma jej rodziny ani przyjaciół. Marzy zobaczyć zmarłą matkę i resztę rodziny oraz zobaczyć się z przybraną siostrą. Bardzo chciała pomóc w wojnie przeciwko kłusownikom i zaprzestać zabijanie smoków i innych istot przez bogatych czarnoksiężników i alchemików. Nie chce aby traktowana istoty magiczne jak przedmioty badań. Ponieważ od roku nie wróciła do swojego ciała, popada w lekką depresje i czasem strach przed utknięciem tutaj samotnie wprawia ją w niepohamowany gniew lub strach. Boi się panicznie, że Zofia mogła zaprzestać próby pomocy jej.
      
    Statystyki
    Siła [Poziom 1]: ★☆☆☆☆
    Szybkość [Poziom 1]: ★☆☆☆☆
    Mądrość [Poziom 1]: ★☆☆☆☆
    Żywioł [Poziom 1]: ★☆☆☆☆
    Witalność [Poziom 1]: ★☆☆☆☆
      Od autorsko
      Notatka: Zezwalam na sterowanie moja postacią. Szukam dla niej przyjaciół, którzy też chcą przeciwstawić się zabijaniu innych dla ich mocy magicznych; tych którzy szanują naturę i rządzące nią prawa; osób które pomogą jej w nauce walki (chce chciałaby zdobyć umiejętności, ponieważ przez zbyt krótki trening zginęła).
      Przyjmuje wątki związane z poszukiwaniem artefaktów z mocami żywiołów (woda, powietrze, ziemia, ogień, moce uzdrawiające); tajemnice związane z powrotem do świata żywych; chce nawiązań kontakt ze przyjaciółmi aby dowiedzieć się dlaczego nie sprowadzili jej do świata żywych; jest przeciwna wysysaniu mocy od innych; nigdy nie zostawia tych którzy stracili rodziców i potrzebują pomocy; stawia się dziećmi w trudnej sytuacji.
      Autorką rysunku jest również autorka postaci smoka.
      Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wilcza Przystań.
      Credits