Około
rok. 12 księżycy tęsknoty za swoimi bliskimi. 12 księżycy spędzonych w
samotności i strachu. Emili nie była pewna jak płynie tu czas, ale sądziła, że
jest to zbliżone. W dzisiejszą pełnia oświetlała jej drogę i ucieczkę. Była
zmęczona, głodna i ranna. Zazwyczaj jej rany szybko się goiły. Dzisiaj była
zbyt ranna. Skrzydło złamane tydzień temu już się zagoiło ale gdy dzisiejszej
nocy pojawił się potwór nie była w pełni sił aby walczyć. Ten potwór był tak
szybki, że nawet go nie zauważyła. Poruszał się jak wiatr, ale jego pazury był
ostrze niż szkło. Jej twarde łuski nie stawiły żadnego oporu. Rana na brzuchu
krwawiła już od kilkunastu minut i nie chciała się zagoić.
Emili
kierowała się ku miastu. Bała się, że będą tak inne potwory, podobne to tych
które ją zabiły… Ludzie. Alchemicy i czarnoksiężnicy zmienili jej życie w
cierpienie i nie sądziła aby tutaj mogło być inaczej. Teraz była jednak gotowa
zaryzykować, bo tutaj na pewno zostanie pocięta przez goniące ją monstrum.
Wybiegła
z lasu i rozłożyła skrzydła. Lewe pracowało wolniej, ale pozwoliło jej unieść
się w powietrze. Gdy wzięła pełniejszy oddech i zamach rana na brzuchu
rozciągnęła się i Emili opadła o połowę wysokości. Nie miała sił na
regeneracje, nie wiedziała czy ucieknie i bała się, że w mieście i tak ją
zabiją.
Szybko
traciła krew, która połyskiwała w promieniach księżyca jak wypolerowana taca.
Ledwo już widziała zarys budynków. Jeden miał wiele zapalonych świateł i kusił
jak latarnia. Była w stanie go dostrzec więc zaczęła kierować się ku niemu.
Była
już blisko i miała wylądować w bocznej uliczce ale była za słaba. Silniejszy
podmuch wiatru naparł na jej sztywne z bólu skrzydła i rzucił nią na budynek
niczym lalkę. Emili poczuła mocne uderzenie i zwący ból w ranie. Towarzyszył
temu jej kszyk i dźwięk pękającego szkła. Zrobiło się bardzo jasno a szum nie
ustawał. Leżała przez chwile aż zrozumiała że jest wewnątrz budynku. Ludzie
zebrali się wokół niej i coś krzyczeli. O tej porze taki tłum mógł być tylko w
jakiejś karczmie.
-
Wleciał przez okno? – zapytał jakiś męski głos.
-
Gówno mnie to obchodzi! – krzykną ktoś z boku. – To coś wleciało do mojej
karczmy a wy jesteście strażnikami. Przydajcie się na coś i wywalcie to wpół
truchło jeśli chcecie dalej tu pić!
-
To demon? – odparł z bliska jakiś trzeci łagodny głos – Ma dziwny kolor krwi?
Emili
poruszyła się i światła zawirowały. Głosy stały się głośniejsze i ktoś chwycił
ją za ramiona i zaczął ciągnąć. Zrobiła się chłodniej i drżała gdy położono ją
na chodniku.
-
Krwawi. Takie rany brzucha są paskudne. Co robimy kapitanie?
-
Za-… Zagoi się – odpadła cichutko Emili.
-
Wow! – odparł jeden z nich – To jest przytomne.
-
Ona. Ma kobiecy głos. Jak ci na imię?
-
Emili – wyjąkała – proszę zostawcie mnie. Nie krzywdźcie mnie.
-
Co robimy kapitanie Raz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz