08 kwietnia 2020

Od Chena do Rene

  Lamelkowy pancerz pobrzękiwał z każdym krokiem średniej wzrostu postaci, poruszającej się po placu targowym pod katedralną biblioteką. Podpierał się włócznią, nie za długą, idealną by walczyć w mieście, choć bardziej przydawała się jako laska do podpierania w czasie długiej warty. Na plecach miał tarczę migdałową, wyróżniała ją domalowana duża żółta gwiazda z czarną koroną w środku, na tle barw straży miejskiej. Nie jest to jakaś wybitna formacja, ot strażnicy pilnujący porządku w Stolicy. Ich główne zadania to zapobieganie kradzieżom, łapanie przestępców, ochrona grubych ryb i bronienie biednych... choć z tym różnie bywa. Tak naprawdę wieloma zakamarkami tego wielkiego miasta rządzą gangi, skorumpowani strażnicy tylko przymykają na to oko. Możliwe, że same władze formacji coś z tego mają, jednak są to tylko domysły Chena. Został wysłany na patrol, jest dzień targowy, właśnie wtedy aktywują się tutaj ogromne ilość kieszonkowców i drobnych złodziei. Dzień zapowiadał się dobrze. Świeciło słońce, wiał przyjemny wiatr, gwar handlarzy i klientów nawet mu nie przeszkadzał. Przywykł już do tego. Jednak najprzyjemniejszy jest ten wiatr, tak bardzo przypomina mu dom.
   Z biegiem czasu ludzi przybywało, w niektórych miejscach było bardzo tłoczno, między straganami z jedzieniem, warzywami, przyprawami przeplatywało się setki osób, ludzi, anthro różnego rodzaju, gdzieniegdzie przechadzały się wilki. Godzina szczytu w Stolicy. Chen zwrócił uwagę na pewną anthro. Miała w sobie cechy misia pandy, a także jelenie rogi. Chen pierwszy raz ją widział.
  Wybierała właśnie jakieś małe woreczki od sprzedawcy ziół i przypraw z całego Raju. Wtem niski anthro w kapturze z którego wystawał tylko lisi pysk wyrwał jej z ręki torbę i zaczął uciekać. Na szczęście całe zajście zaobserwował mężczyzna. Ruszył za nim, krzycząc aby delikwent się zatrzymał. Był szybki, w dodatku Chen miał na sobie pancerz. Jednak to czego nauczyły go Chanajskie stepy to dobre wykorzystanie terenu. Zamiast biec za nim bez pomysłu, strażnik wziął ze sobą kobietę.
 - Stań tutaj i załóż mój hełm.
 - A-ale dlaczego? – zapytała zdezorientowana anthro.
 - Później ci wytłumaczę.. muszę iść. – po tych słowach strażnik błyskawicznie zniknął gdzieś pośród bazarów.
 Po dosłownie kilkunastu sekunach widać było mknącą postać, która biegła główną drogą. Kiedy złodziej zobaczył hełm strażnika wystający z nad tłumu, przestraszył się i skręcił w jedyną dostępną w tym miejscu wąską, boczną uliczkę. Był tam Chen. Lis nawet się nie zorientował kiedy wbiegł z całym impetem w strażnika. Oczywiście natychmiast został obezwładniony i skuty.
 - Idziesz ze mną. Lepiej nie wierzgaj, bo oberwiesz młody.
 Niski szary lisek spuścił łebek, wiedział, że nie ma szans wyrwać się z kajdan, zwłaszcza pilnowany przez Chena. Był postrachem wszystkich rabusiów, choć przez to bardzo przez nich znienawidzony.
 Mężczyzna podszedł do jeleniopandy i wręczył jej torbę samemu odbierając swój szyszak.
 - Dziękuję, panie. – odpowiedziała nieśmiało kobieta.
 - Jaki panie? – zaśmiał się. – Jestem Chen Tisheng.
 - Bardzo dziękuję, ja jestem Renane Ookami, nie wiem co bym zrobiła gdyby nie pan.. mam w tej torbie ważne rzeczy.
 - Rozumiem, uważaj na przyszłość, dużo tu szumowin w okolicy. Nie to co w Chanai. – Chen spojrzał przed siebie, jakby patrząc gdzieś daleko poza ten świat.
 - Chanai? Nigdy nie słyszałam o tym miejscu, żyłeś tam?
 - Długa historia, tak... ale teraz żyjemy tutaj, prawda? – po chwili refleksji młodzieniec szybko się ogarnął. – To co było już nie powróci, zostały tylko wspomnienia.
 - Wiesz, jeśli chcesz to zawsze możesz mi je opowiedzieć. Lubię słuchać.
  Kobieta odeszła, a Chen stał i myślał. Pierwszy raz od bardzo bardzo dawna, ktoś chciał go wysłuchać.

(Renane?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wilcza Przystań.
Credits