11 kwietnia 2020

Człowiek [Od Vasco]

  Mówiło się dziwnie, tańczyło bez ograniczeń, spało spokojnie, a oczy otwarte mogły wpatrywać się w każdego, bez wyrzutów sumienia i z szerokim uśmieszkiem na twarzy, bo zapewne wywołałeś u kogoś w ten sposób manię prześladowczą. Nikt przecież cię nie widzi, więc dlaczego miałby przywalić ci za złapanie twojej kobieciny za tyłek? Mogłeś również ściągnąć komuś majtki na plaży i cicho śmieszkować po drugiej stronie ulicy, no bo przecież nikt cię nie podejrzewa.
  Taki właśnie był żywot człowieka niewidzialnego. Było wesoło, chociaż samotnie spędzane wieczory dawały się we znaki. Układał na półkach smutne, rozprute pluszaki, a podczas gorszych, deszczowych dni, czesał je i przyozdabiał za pomocą guzików nawlekanych na niteczkę do zębów. Ładnie pachniały dzięki temu, chociaż niejedna istota uznałaby to za dziwaczne, tak, jak całe funkcjonowanie naszego bohatera. 

  Dalej znaleźć można było pokreślone litery i oderwany kawałek kartki, który Vasco wyrzucił do kosza. Prawdopodobnie zdenerwował się przez to, że narobił kilka kleksów a pismo stało się nieczytelne, a wszystko tylko dlatego, że rozbolała go ręka. Chodziło też o jakiś jeden, niewygodny fragmencik, w którym to wspominał o okruchach ciastka oraz rozwalonych meblach i zdjęciu rodzinnym jego bohatera. Próbował też całą książkę przyozdobić pięknymi szlaczkami wijącymi się po bokach tekstu, jednak skończyło się to na zniekształconych kwiatkach i przerażających nieco twarzach, które miały wyjść przecież radośnie i intrygująco. Zdecydowanie kronikarz nie nadawał się do tego typu zabaw. Dopiero następne pięć stron przejęte było przez jego szkice wzięte z uniwersum o którym opowiadał. Koślawe, narysowane jak przez kilkuletnie dziecko, aczkolwiek przynajmniej czytelne, w porównaniu do poprzednich wersów.

  I ów bohater po jakimś czasie pobladł. Smutny wyraz twarzy niewidoczny był jednak dla cudzych oczu i gdyby nie fakty, iż pan niewidzialny w ogóle mógł ją dotknąć, zapewne przekonany byłby o fakcie, iż nie jest smutny. 

  Ten fragment wydawał się być iście bez sensu, a mimo wszystko i tak pozostał na swoim miejscu. Vasco, przemęczony, nadal kontynuował. Musiał w końcu jak najszybciej pozbyć się swojej roboty i jak najwcześniej dostarczyć projekt nowego opowiadania. Pisał więc i pisał, a wenę posiadał. Byle jaką.

  Pewnego razu, zacinając się podczas krojenia warzyw do swojej ulubionej sałatki, krew się polała srogo, brudząc jego ciało i pokazując zarys dłoni. Zszokowany wypuścił czerwone ostrze na podłogę, zaś na twarzy po raz pierwszy od dłuższego czasu kaprys smutku został zmieniony na grymas złośliwego uśmiechu. Na ciele powstało kolejne cięcie, jednak tym razem - na umyślnie. Zdobiło teraz dumnie prawą dłoń. Widać było coraz więcej, a chęć zyskania uwagi wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem, który kazał mu krzywdzić.
  I krzywdzić
  I krzywdzić samego siebie
  Aby potem wyjść na ulice przyozdobiony w czerwień i pokazać się innym. 
  
  Pióro ponownie zostało zanurzone w kałamarzu i przyozdobiło kartkę. Vasco zaczął odnosić wrażenie, że powoli zmienia się ono w szkarłatną czerwień.
   I tak jak jego bohater padł po kilku krokach, zauważony przez przechodniów, tak on po prostu zasnął, zamroczony koszmarami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wilcza Przystań.
Credits